|
Dzień Dobry Wieczór!
Nadszedł czas aby się przedstawić. Ciężki czas. Dlaczego? Otóż przeżyłem już trochę i gdybym chciał opisać wszystko, czytający ten tekst po krótkim czasie zasnęliby, tłukąc swe szlachetne czoła o klawiatury swoich kompów. Dlatego postaram się streścić. Jeżeli się rozwlekę po prostu walnijcie mnie w łeb.
Ten osobnik powyżej to jak najbardziej ja. Fakt, że fotka jest już trochę stara niczego nie zmienia w tej materii. Kiedy to było? To chyba nazywa się skleroza albo jakoś tam. Ponieważ siedzę sobie teraz i radośnie stukam w klawiaturkę bez wątpienia należy stwierdzić, że się urodziłem. Kiedy? Zaraz, muszę poszukać swoich notatek. Nie, zajrzę do dowodu osobistego. Ho, ho ten młodzieniec to ja? Ach prawda, dowód też jest stary. O kurde! Przeczytałem właśnie swoją datę urodzenia!!! Nie to niemożliwe!!! Co za zbieg okoliczności. Urodziłem się dzień i dwadzieścia jeden lat po Johnie Cleese'ie. Nieźle!
Jeżeli w tej chwili resetujecie swoje maszynki to mówi się trudno, ale kto to zrobi nie wie, że najlepsze jeszcze przed nim.
Przyszedłem na świat w Polsce. Matka i ojciec byli również Polakami więc, siłą rzeczy, również stałem się Polakiem. Oprócz narodowości i obywatelstwa otrzymałem imię i nazwisko - IRENEUSZ SIWEK. Początkowo zamieszkiwałem w małej miejscowości, której nazwa i tak nic nikomu nie powie, aby w wieku dwóch lat przywędrować do Legnicy na Dolnym Śląsku. Chociaż nie zdawałem sobie sprawy z ustroju ówczesnie panującego, byłem świadkiem totalnej głupoty, która przejawiała się m.in. w unicestwieniu wspaniałej starówki. Starówki (tej prawdziwej) w Legnicy już nie ma, nie ma też tamtego jedynie słusznego ustroju, ale głupota pozostała chociaż mamy teraz nowy ustrój (jak się okazało też jedynie słuszny). Dorastałem powoli pośród powojennych pozostałości, które na dobre zniknęły w latach siedemdziesiątych. Dzieciństwo i dorastanie nie przypominało tego co zaprezentowali pytoniarze w "Sensie życia", jednak do nudnych nie należało. Najmilej wspominam czteroletni okres kiedy byłem uczniem I Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki w Legnicy. Jeżeli jakikolwiek element, będący w tamtym okresie moim belfrem, koleżanką czy kolegą, znalazł się na tej stronie to serdecznie go (tego elementa oczywiście:-) pozdrawiam. Bum! Właśnie otrzymałem łup w łeb.
W latach osiemdziesiątych przez dwa lata dumie strzegłem i zdecydowanie broniłem naszej Ojczyzny, uzbrojony po zęby i odziany w zgrabny mundurek. Potem spotkałem kobietę mego życia, potem był ślub, potem urodziła się córka, potem... A właściwie kogo to obchodzi? Wiecie jak to jest. Właściwie to większość z Was nie wie, ale nic to, jak mawiał Mały Rycerz, wszystko przed Wami.
Aby nie przedłużać tego i tak przydługawego wstępu, powiem Wam jedno - przez całe dotychczasowe życie nie potrafiłem spoważnieć. Sam nie wiem czy to źle czy dobrze. A Wy, co o tym sądzicie?
A dlaczego nie? Z twórczością wspaniałych Montych zetknąłem się na krótko w latach siedemdziesiątych kiedy telewizja publiczna (innej zresztą nie było) nadawała przez jakiś czas cykl "Róże Montreux". Zapamiętałem wówczas skecz Ministerstwo Dziwnych Kroków i Semaforową wersję "Wichrowych wzgórz". Potem obejrzałem w kinie "Jabberwocky" i na długo rozstałem się z pythonami. Owszem dostrzegłem ich w wielu filmach, ale to nie było to. Kiedy w latach dziewięćdziesiątych telewizja (znowu publiczna) wyemitowała cykl "Latającego cyrku" ostatecznie zrozumiałem dlaczego tak bardzo ich lubię. Również w telewizji (tak, tak publicznej) ujrzałem "Świętego Graala" i "Sens życia". "Żywot Briana" zaliczyłem na VHS-ie tak samo jak "...z innej beczki" i "Monty Python w Hollywood". Starczy tej wyliczanki. Potem nastała era internetu - świat maili, www i takich tam drobiazgów. Znalazłem stronkę Adama Kowalczyka, zapisałem się na listę mailingową i wkrótce odziedziczyłem tę oto stronkę, do której właśnie Was przywiało.
Muzyka, film, literatura i takie tam... drobiazgi |
Muzyka klasyczna, nie wyłączając opery, to jest to - Czajkowski, Mozart, Dworzak, Beethoven, Verdi, Moniuszko, Karłowicz, Puccini... Jazz i blues nie są mi obce. Lubię muzykę komponowaną specjalnie do filmów - Morricone, Zimmer, Williams, Silvestri, Schifrin, Barry, Horner... Na koniec to co tygryski lubią najbardziej - metal. Pewnie pukacie się w czoło. Jeżeli Was dziwi to połączenie to mało widzieliście w swoim życiu. Najpierw był Black Sabbath i ich rówieśnicy - Deep Purple, Budgie, Led Zeppelin... Wówczas to był hard rock. Potem nastała era metalowa i zagustowałem w metalu skandynawskim a zwłaszcza we wspaniałej grupie Therion. Lubię ciężkie brzmienie takie jak Morbid Angel czy My Dying Bride. Kiedy chcę ukoić nerwy słucham Pink Floyd, King Crimson, Alan Parsons Project lub Genesis. Z polskiej muzyki urzekł mnie gotyk - Closterkeller, Moonlight, Artrosis... Świetnie grają chłopaki z Aion, Cemetery of Scream i wiele, wiele innych. Lubię piosenki kabaretowe a szczególnie "Kabaret Starszych Panów". Oczywiście odrębnym zagadnieniem są piosenki firmy "Monty Python".
Film to komedie i dramaty psychologiczne. Tych drugich oglądam trochę mniej od tych pierwszych (po to by nie zwariować). Moimi idolami oczywiście są Pythony ale wcześniej był Mel Brooks, Woody Allen a jeszcze wcześniej Bracia Marx. Nie gardzę serią o Nagiej broni. Pasjami oglądam polskie komedie. Z cięższego kina preferuję Lyncha, Kurosawę, Scorsese'a, Kieślowskiego, Kolskiego i Bergmanna. Oczywiście całkowicie relaksuję się kiedy na ekranie trup ściele się gęsto a od wystrzałów i detonacji aż dzwoni w uszach. Nie dociera do mnie subtelny artyzm seriali brazylijskich czy innych, tego typu, produkcji. Lubię kino francuskie i czeskie. Nie stroniłem i nie stronię od filmów radzieckich (można je oglądać na kanałach niemieckich). Czy ktoś słyszał o takich filmach jak "Lecą żurawie", "Tak tu cicho o zmierzchu", "Ojciec żołnierza" czy "Los człowieka"? Pomijając zawartą w nich propagandową papkę (a czy w amerykańskich jej nie ma?) są to wartościowe obrazy.
Kiedyś dużo czytałem. Teraz niestety już mniej. Znacznie mniej. Literatura polska to przede wszystkim Lem, Mrożek i Łysiak. W obcej nie mam swoich faworytów. No może Fowles z jego wspaniałym "Magiem".
Historia to głównie II Wojna Światowa. Interesują mnie również różnej maści dyktatury.
A tak poza tym lubię dobrze zjeść i popatrzeć na ładne dziewczyny.
Sport to zdrowie - tak kiedyś mawiali. Nie uprawiałem żadnego wyczynowo. Jak każdy chłopak kopałem dmuchaną kulę chcąc być Lubańskim czy, ewentualnie, Pelem. Jeździłem na rowerze (do tej pory uwielbiam pedałować) chcąc być Szurkowskim czy Szozdą. Usiłowałem odbijać piłkę tenisową chcąc być Fibakiem. Próbowałem grać w szachy, ale zazwyczaj zasypiałem w trakcie partii. Ponieważ zdrówko już nie to co kiedyś pozostało mi kibicowanie. Jak większość chłopów lubię piłkę nożną i hokej na lodzie. Jednak największa moja pasja to żużel czy jak to woli speedway.
Turystyka to też sport. Lubię się przemieszczać z miejsca na miejsce i gapić się na różne ciekawe i nieciekawe obiekty.
Lubię zwierzęta. Po moim mieszkanku biega sobie taka malutka psinka, która ma w sobie wiele ras ale najbardziej przypomina border collie - wersja bonzai. Psinka to suczka a suczka to Zuzia. W małym akwarium pływa (chyba jeszcze pływa) samotny Jorguś - znany bojownik z Syjamu. Oprócz tego mam żonę Ewelinę i córkę Dominikę. Jak zauważyliście jestem otoczony płcią przeciwną.
Nie gram na żadnym instrumencie. Czasami zdarza mi się komuś zagrać na nerwach. Innym razem gram na zwłokę (zwłoki - brrr). Czasami grywam w karty. Nie! Absolutnie! To nie jest tak jak myślicie. Pewnie, że nie gram na pieniądze. Tylko na zapałki, które potem wymieniamy na pieniądze:-))
Mój życiowy cel to nie spoważnieć do samego końca.
Legnica to stare polsko-niemieckie miasto. W 1241 roku na rozległych polach w jego pobliżu miała miejsce mała naparzanka z Mongołami, zakończona remisem ze wskazaniem na tych ostatnich. Nasz książę, który był niezmiernie pobożny, tak się wciągnął w rozgrywki na boisku w Legnickim Polu (kiedyś było Dobre), że stracił głowę. W Legnicy dokonał żywota ostatni Piast (nie mylić ze znanym browarem), który tak naprawdę nie był ostatni. Historia milczy na temat takiego jednego co był z nieprawego łoża. Sporo czasu mojemu miastu poświęcili Niemcy. Potem nie mniej czasu poświęcili mu moi rodacy. Okresowo Legnica zamieniała się w Wenecję a zaraz potem organizowany był ogólnopolski zlot komarów. Również tutaj, co roku, spotykają się prześmiewcy z całego świata na spędzie zwanym - Satyrykon.
A teraz dla wszystkich, których znałem, znam i znać będę
|
Pozdrawiam Was wszystkich tak bardzo serdecznie, że... No właśnie jak bardzo?
...i na koniec obrazeczki
|
Komentować nie będę, skarg nie przyjmuję.
A teraz klikajcie na własną odpowiedzialność
To ja
To też ja
A to nie ja
To też nie ja
Córeczka
Psinka
Rybeńka
Trusiaczek
Baczność! Spocznij! Siad!
A co to za jedni?
A co to za drudzy?
Motylek
To już koniec... W końcu!!!
    
|